niedziela, 11 listopada 2012

jaram się jak hogwart

Do przełomowego (tak sądzę, chociaż znając mój słomiany zapał nie można być pewnym, że się nie zniechęcę za dwa tygodnie) odkrycia doprowadziły mnie moje żenujące próby przejścia na dietę. W środę postanowiłam zrobić sobie "detoks" i nic nie jeść przez tydzień (ha, ha). Krzyś usiłował mnie przekonać, że to durne, ale byłam bardzo uparta. W czwartek w brzuchu mi tak burczało, że myślałam, że ciągle sprawdzałam telefon, przekonana, że wibruje. Ale trzymałam się dzielnie. Zmiękłam w piątek, kiedy okazało się, że wyprostowanie się na łóżku to dla mnie nie lada wyczyn. Potulnie dałam się Krzysiowi nakarmić i nawet nie odmówiłam tego dnia czekolady. Przekonał mnie też do tego, co zawsze wiedziałam, ale w chwili przypływu głupoty zapomniałam: sto razy lepsze od diety-cud jest najzwyklejsze w świecie jedzenie z głową.
Następnego dnia zaczęłam szukać przepisów na lekkie obiady w internecie i natknęłam się na ten blog. Niby nic nowego, podobne rzeczy można przeczytać w wielu poradnikach typu Pani!, a nawet usłyszeć od Krzysia Ibisza: racjonalne żywienie, pięć posiłków dziennie. Tylko, że w Pani Domu znajdziemy parę ogólników i ze trzy przepisy, nic więcej, a po szczegóły - do dietetyka. Wiedziałam, że pięć posiłków, ale nie wiedziałam jakich, nie wiedziałam o której. Zdawałam sobie sprawę, że moje obiady są niezdrowe, ale nie miałam pomysłu czym je zastąpić. Tymczasem, ta wspaniała kobieta wszystko tłumaczy, jak dziecku, dokładnie i po kolei. Na jej stronie można znaleźć rozpisaną dietę na dwa tygodnie i ogólne zasady przygotowywania lekkich obiadów. Ale to nie wszystko. Prawdziwy szał zaczyna się, kiedy wejdziemy w dział przepisów. Znajdziemy tam receptury na dosłownie wszystko - od sałatek i mięs do domowej kostki warzywnej, każda opatrzona notatką o jej kaloryczności i ogólnej objętości.
To właśnie te przepisy sprawiają, że chodzę od wczoraj w ekstazie. Bo jak mi ludzie mówili, że powinnam jeść mniej kaloryczne jedzenie, to mnie szlag trafiał, że skąd ja mam niby wiedzieć co jest mniej kaloryczne, przecież nie będę ślęczeć nad tabeleczkami! A nawet jeśli już wiem, że ta marchewka jest zdrowa, to skąd mam wiedzieć jak jej użyć? I przypuśćmy, że znajdę przepis na dietetyczne danie z  marchewką, skąd mam wiedzieć ile mam go zjeść żeby nie przesadzić (wszyscy dobrze wiemy ile potrafię pochłonąć)? Ten blog odpowiada na wszystkie te pytania, i więcej. Dlatego się jaram i dziś cały dzień nad garami spędziłam. Przyznam, że jest to minus tego racjonalnego żywienia - sporo trzeba gotować. Sałatka na śniadanie, zupa, obiad z dwoma surówkami. Je się co dwie godziny, więc ledwie człowiek wypocznie po poprzednim posiłku, już następny musi robić. I tak właściwie to nie mogę jeszcze powiedzieć, że warto - najpierw muszę sprawdzić, czy wytrwam i czy rzeczywiście zbije mi to wagę. Mogę za to powiedzieć, że jedząc naprawdę niewiele (i chudo - około 1200 kalorii) prawie przez cały dzień czułam się syta. Prawie, bo mój brzuch jest zadziwiająco dobrze wyregulowany (nie pomyślałabym, biorąc pod uwagę moją dietę krokietowo-ciastkową) i dokładnie co 1,5 godziny robi się głodny.

Pewnie was to nie obchodzi, ale mnie nie obchodzi, że was nie obchodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz