niedziela, 21 października 2012

ja pani wytłumaczę co znaczy cza cza ta

Zdałam sobie sprawę z kilku rzeczy:
1. to, że się nie wyjechało z kraju nie oznacza, że nie ma się prawa do bloga,
2. nie umiem już pisać ani mówić po polsku (vide tytuł i adres bloga we wrogim, imperialistycznym języku), a przecież muszę umieć jeśli na serio zamierzam napisać doktorat,
3. chciałabym dzielić się z kimś moimi wrażeniami z przeczytanych książek i obejrzanych filmów, a Krzyśko czasem jest niedostępny, no i chyba trochę ma już dość moich opowieści,
4. nie chce mi się pisać recenzji na goodreads.com bo tam czuję się zobowiązana silić się na dobrą angielszczyznę, a co gorsza, później oglądać mizerne efekty tych wysiłków,
5. zamiast grać dwie godziny dziennie w pasjansa mogłabym spędzić czas nieco produktywniej,
6. skoro jestem na tyle pełna nienawiści, że gdzieś muszę wylewać swoją żółć, chyba lepiej robić to w anonimowej przestrzeni internetu.

Jest środek nocy i naprawdę powinnam iść spać, biorąc pod uwagę mój brak silnej woli, moją ogromną potrzebę snu i mój wykład o 8.00. Właśnie przeczytałam "Beloved" ("Umiłowana") Toni Morrison. Jak zawsze kiedy skończę książkę, weszłam na goodreadsy popatrzeć na recenzje innych czytelników aby porozkoszować się moimi własnymi myślami odbitymi w ich opiniach, względnie wzbogacić się o jakieś błyskotliwe spostrzeżenie albo wiedzę faktograficzną.
Jaki więc mnie żal ogarnął, jak mną złość targnęła, kiedy zobaczyłam, że średnia ocena tej wspaniałej powieści to jakieś 3.6 gwiazdki i co druga osoba wyraża do niej wstręt i nienawiść podobną naszej (polskiej) głębokiej niechęci do Żeromskiego. I czym ta biedna Toni sobie na taki los zasłużyła? Amerykańskim czytelnikom nie podoba się, że Morrison, czarna kobieta, pisze o okropieństwach niewolnictwa. Jej przekaz jest "zbyt oczywisty" i sprawia, że czytelnik, będąc białym Amerykaninem czuje się winny, a przecież to było tak dawno temu, że nie ma potrzeby "walić go tym po ryju" (minus słowo ryj, ludzie mówią twarz). Ponadto, jej szerokie językowe i narracyjne spektrum jest odrzucane jako pretensjonalny, przeintelektualizowany chaos. Bo jak biały facet napisze powieść, która nagle zmienia się w dramat, a za chwilę w esej, a potem w poezję, to jest wielka literatura, a jak czarna kobieta użyje strumienia świadomości  i achronologii w bardzo zrozumiałym i uzasadnionym kontekście, to znaczy, że nie wie co robi i tylko małpuje wielkich pisarzy. Kolejnym bezsensownym i wołającym o pomstę do nieba zarzutem jest, że książka urąga językowi angielskiemu bo XIX-wieczni niewolnicy przedstawieni na jej kartach mówią prostacko i nie znają gramatyki! Jak ta Morrison śmie wplatać prawdziwy język w utwór literacki, a fe! To nic, że Mark Twain robił to samo, a nawet bardziej. Jemu, najwyraźniej, wolno. Ukoronowaniem internetowej krytyki od siedmiu boleści są narzekania na postaci i fabułę "Beloved". Nie ma to jak czytać powieść o dzieciobójstwie, o ludziach złamanych przez życie, i złościć się, że bohaterowie nie są sympatyczni, a motywy ich postępowania zbyt niepojęte. Niepojęte, czyli nieprawdziwe, bo czego ja, czytelnik nie przeżyłem i nie objąłem rozumem nie ma prawa bytu. Książka, w której dochodzi do zbliżenia pomiędzy mężczyznami i krowami nie ma prawa bytu. Bo to razi naszą nowoczesno-czytelniczą wrażliwość. Co ciekawe, wszystkie te pruderyjne recenzje mówiące o obrzydliwości tej powieści skupiały się na tych dwóch rzeczach, które niewolnicy zrobili źle: uprawiali seks z krowami, zabiła dziecko. Nikt nie napisał: ludzie są traktowani jak zwierzęta, podpalani i okaleczani.
Jeden z recenzentów napisał, że poleciłby tę książkę tylko przeintelektualizowanym snobom. Całym swoim przeintelektualizowanym jestestwem chcę walić tych cymbałów po ich brzmiących echem łbach. Dla ich własnego dobra i mojej higieny duchowej. Nie wiem, czy nie znają swojej historii i kultury, czy po prostu nic ich one nie obchodzą. Ale powinni zdać sobie sprawę, że problem leży w nich, a nie w "Beloved".

3 komentarze:

  1. Na mojej liście czytanych blogów jest kilka świetnych blogów, a wszystkie one pisane są z Polski. Tak więc nie, nie trzeba wyjeżdżać z Polski. Blog szalonej doktorantki, ooo jak by to do Ciebie pasowało :)

    OdpowiedzUsuń
  2. też zbyt dużo czasu spędzam na grze w pasjansa :/

    OdpowiedzUsuń
  3. Duś: ja już dawno nie jestem szalona : )
    Gap: haha, ale Ty możesz bo pracujesz : P

    OdpowiedzUsuń